piątek, 28 sierpnia 2009

Dom Turka: never ending story.

Dom Turka to następna niekończąca się opowieść i pożywka dla wszelakiej maści pismaków i innych durniów. Specjalnie nie zajmowałem się tą sprawą, bo w sumie nie ma czym. Ale to co ostatnio się dzieje w mediach lokalnych to jest skandalem i żywieniem się głównie strachem starszych osób. Takie osoby mają ten problem, że za czasów ich młodości nie istniało nawet pojęcie społeczeństwa informacyjnego i nie miały jak wykształcić pewnych filtrów, przez co łykają wszelakiej maści bzdury. Ale zacznijmy od początku. W czasie transformacji ustrojowej, kiedy to komuna ze stanu jawnego przeszła w stan utajony, budynek ów należał do Państwa i mieściła się w nim strażnica WOP-u. Pewnego dnia znalazł się gdzieś tam w RPA czy innym tam kraju prawowity właściciel i zażądał zwrotu nieruchomości. Chciał nie chciał Państwo zwróciło budynek, który popadł w zniszczenie. Kilka lat była cisza, już wówczas ponoć urzędnicy miejscy starali się dotrzeć i odkupić budynek. Niestety byli za ciency w uszach. Co się nie udało naszym pierdzistołkom, udało się pewnemu panu za ponoć 800 tysięcy. Wówczas urzędnicy zwrócili się do niego z ofertą odkupienia nieruchomości, a on im zaśpiewał, że chce ponad 6 milionów. W sumie jego działka jego stawka. To było za dużo dla miasta i w tym miejscu zaczyna się cały cyrk nagłośniony w mediach. Zaczęły pojawiać się głosy, że powstanie tam dom handlowy, bar, kawiarnia i tysiąc innych rzeczy bo ponoć są chętni prywatni nabywcy. Ludzi oburzyło to, bo dla wielu jest to święta ziemia na której zginęli ich przodkowie (w budynku NKWD rozstrzeliwało ludzi). Z władz zrobiono bezwolne kukiełki, które tylko mogą się z boku przyglądać rozwojowi sytuacji, z resztą sami trochę pozują w tym momencie na, za przeproszeniem, ślimaków. Dobrze to teraz dochodzimy do sedna sprawy, czyli do tego jak ja to widzę. Otóż koleś rzucił kwotą 6 milionów zgodnie z najprostszą zasadą socjotechniczną. Kupił budynek za 800 tyś., załóżmy, że wycenił go na 2 miliony i jest to suma rynkowa, pomyślał spróbuje z tego ugrać 3, co by oznaczało 1 milion za friko. Więc mówi, że chcę 6 i podczas targu zejdzie do tych 3. On zedrze kasę, bo to i tak za dużo jak na ten budynek, a oni odetchną z ulgą, że stargowali połowę. Obecnie media działają na szkodę miasta, a pomagają sprzedającemu, bo im większy hałas tym droższy budynek się okaże. Nie myślcie, że koleś do Augustowa, przyjechał po to by z ludźmi porozmawiać, tylko zobaczyć jak bardzo im zależy. Bo im bardziej, tym większą kwotę są w stanie wyłożyć, nawet mocno przepłacić. Nie sądzę również, żeby był jakiś prawdziwy prywatny inwestor, z dwóch powodów. Właściciel za dużo żąda, po drugi musiał by mieć pewność, że miasto wyda zgodę. I teraz dochodzimy do obalenia następnego mitu, a mianowicie, że miasto nic nie może. Bo miasto ma według mnie wszystkie asy w rękawie. Jeżeli naprawdę tak im zależy jak mówią, by w Domu Turka otworzyć muzeum to je tam otworzą. Urzędnicy mogą nie wydać zgody na prowadzenie działalności z tysiąca różnych powodów, mogą nękać kontrolami nasyłać wszelakiego rodzaju służby itp. Gdyby jakiś inwestor był, już dawno odkupił by Dom. Całe to zamieszanie jak na moje oko to po prostu elementy negocjacji ceny. Szczególnie, że właścicielowi zależy na jak najszybszej sprzedaży. Ponoć utrzymanie miesięczne budynku kosztuje go 20 tysięcy ?! Obecny pseudo kryzys spowodował, że ceny lokali lecą na łeb na szyję. Tak więc jak widzicie nie ma co sobie rwać włosów z głowy i lamentować, wystarczy patrzeć na ręce dla urzędasów i umiejętni ich przyciskać. Jeżeli okazało by się, że jednak znajdzie się jakiś prywatny inwestor i wybuduje dom handlowy czy coś w ten deseń, to będzie oznaczać jedno. Wszystko to był wielki cyrk, po to by ukryć ile urzędnicy dostaną w łapę za wydanie odpowiednich rozporządzeń.
wredny_pismak

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Na tej samej ulicy co Dom Turka,
w pobliżu Urzędu Miasta jest do
sprzedaży działka, której cena w/g danych z internetu wynosi 450tyś. Można tam zlokalizować muzeum
za połowę, może i mniej kwoty, ktorą żąda p. Kudraszew.

Anonimowy pisze...

Pomijając kaleczenie polszczyzny, które dokonuje się w kolejnych wpisach, znalazło się w tekście nieco przeinaczeń.
Może autor wyjaśni jakimi pozwoleniami może szantażować przedsiębiorcę miasto???
pozdrawiam
q