Pomyślał, wstał i poszedł Jan Szyszko, poseł na Sejm RP do drogowców złożyć im kurtuazyjną wizytę i się popytać o obwodnicę. Jako, że chłop uczony w piśmie i mowie i w ciemię nie bity, pomyślał, że go przyjmą i wytłumaczą jak sprawa stoi. Wiadomo pan Szyszko ważną figurą swego czasu był, nawet zasiadał na fotelu ministra środowiska i decyzję o budowie wydał, więc poszedł zagaić jak się jego dziecko ma. Ostatnio nie mógł spać, bo jacyś tam pseudointelektualiści z DHV powiedzieli, że dziecko jest bee i trzeba poddać je face liftingowi. Sądził, że drogowcy uraczą go kawusią i pokarzą raport, ów nieszczęsnej firmy. Ale tutaj spotkało go wielkie rozczarowanie, bo nie było ani kawusi, ani raportu. Ba, nawet ciacha nie dali. Pan poseł posmutniał i poszedł w swoją stronę. Zaczął rozmyślać i w głowie coś mu huczało "O tempora o mores!", jak to możliwe by posła na Sejm RP tak spławić. On tylko chciał mieć dostęp do informacji PUBLICZNEJ, a tu taka kicha. Dodam od siebie, że każdy (teoretycznie) powinien mieć prawo do wglądu w raport, ale na nas to by nawet nie splunęli. Nasuwa się tylko pytanie skąd nasz burmistrz i pan Chmielewski zna jego treść skoro, nawet drogowcy informacji posłom odmawiają, oraz co jest w nim zawarte skoro nawet pan profesor Szyszko jest za mało tęgim mózgiem by go pojąć?
wredny_pismak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz