czwartek, 16 kwietnia 2009

Alkoholowe święta.

Tradycji musi stać się zadość, a my Polacy jako wielcy katolicy umartwieni i pochyleni nad ofiarą Chrystusa i jego zmartwychwstania czujemy wręcz przymus napicia się. Obecnie lepiej użyć słowa, za przeproszeniem, najebania się jak świnia. Kiedyś głównie pito w lany poniedziałek, wielu antropologów próbuje wyjaśnić genezę ów święta. Według mnie to prawda jest bliżej niż mogło by się nam wydawać. Kiedyś w okresie postu ludzie nie pili, bo nie wypadało, za to w poniedziałek można było sobie polać, że hej i zrekompensować straty. A że dzieci nie mogą sobie polewać wódy to w ramach zadośćuczynienia polewają się wodą. Rodzice mają spokój i mogą w spokoju uwalić się za naszego Pana Jezusa Chrystusa. Gdyby ktoś postanowił mierzyć głębokość wiary liczbą wypitego alkoholu, to pewnie uznał by Polskę za miejsce świętsze niż sama stolica apostolska. Obecnie młodzi piją zawsze i post w czterech literach mają, więc i Kościół zniósł go w formie jaką znaliśmy. Kiedyś ludzie spotykali się po domach i pili w nich, obecnie młodzi przyjeżdżają z dalekich stron czy innych studiów spotykają się ze swoimi znajomymi w pubach i innych tego typu miejscach. Wiadomo jak pogadać to tylko przy piwku, czy innym drinku, więc i młodzi walą na umór. Wszak sroce spod ogona nie wypadli. Ja tam nic nie mam przeciwko spotykaniu się, nawet i konsumpcji bieżącej, ale wszystko ma swoje granice. Ktoś kto w Niedzielę Wielkanocną przeszedł się do centrum wieczorkiem mógł odnieść wrażenie, że to nie święto chrześcijańskie, a jakiegoś Dionizje. Watahy młodych, nawalonych jak szpadelki królowały w mieście, Ci którzy mają 18 lat to rozgościli się po okolicznych pubach, młodsi walili w parku, przy Zygmusiu albo na bulwarach. Puby zapełnione po brzegi, przy Parkowym to stała grupa z 20 osób i piła bo w środku nie było już miejsca. Oczywiście swojskie widoczki w stylu, ktoś haftuje, ktoś się zatacza inny zbił szklankę czy inną butelkę, kolesie jakąś nawaloną małolatę ciągną, za rogiem grupa młodych "twardzieli" w kilku bije kogoś kto się właśnie nawinął pod rękę. Nic tylko smutny wniosek, że co poniektóre osobniki zachowują się gorzej niż zwierzęta (przepraszamy wszystkie zwierzęta). No super, wręcz cudownie. I to wszystko się dzieje za przyzwoleniem tzw. władz, które tolerują to, że w centrum i na bulwarach (ponoć jedna z wizytówek miasta) dzieją się takie rzeczy. Oczywiście policja wystawiła jeden radiowóz wyposażony w policjanta sztuk raz, który z dwa razy szybko centrum okrążył by nie daj boże czegoś nie zauważyć. Nic dziwnego, że co raz więcej ludzi jeżeli chce się spotkać ze znajomymi to wyjeżdża poza miasto. Nie trzeba się nigdzie gnieździć, jest bezpieczniej i milej.
wredny_pismak

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

A gdzie wówczas były służby porządkowe np straż miejska, czy też pili?

Anonimowy pisze...

A kto go wie, dobrze że chociaż w lato przysyłają młodzików z Białegostoku, bo by dużo z tego miasta nie zostało.

Anonimowy pisze...

Widać, że autor też nie stronił od alkoholu. Zdążył w jedną noc być w centrum, bulwary całe zwiedzić. I wątpię, że tak na trzeźwo :-)